Kiedy nasz organizm rozkłada białko, otrzymujemy dużo nadmiaru azotu. Nerki starają się wydalić go w postaci mocznika. Jeśli nerki są chore i odmówią w najbliższej przyszłości, lepiej nie dorzucać dodatkowego azotu. Jeśli uratujesz nerki przed nadmiarem białka, będą one działać dłużej i nie będziesz musiał chodzić na hemodializę kilka razy w tygodniu.
Można po prostu przestać jeść białko. Ale bez niego nie przetrwamy. Jeśli ostro ograniczysz białko, nasz organizm będzie chory i nie od razu wiadomo, co jest dla niego gorsze - sama niewydolność nerek czy tak brutalna dieta.
I dla tego biznesu wynaleziono ketonowe analogi aminokwasów. Nie ma w nich azotu. Po dostaniu się do naszego organizmu te rzeczy są łatwo przekształcane w cenne aminokwasy, a nadmiar azotu we krwi nie jest dodawany. Wręcz przeciwnie, część azotu jest wykorzystywana do przekształcenia tych analogów w pełnowartościowe aminokwasy.
Skupienie takie jest zwracane w końcowej fazie niewydolności nerek, kiedy na horyzoncie pojawia się już hemodializa. Takie analogi nie są w stanie zastąpić całego białka w diecie, dlatego dodaje się je tylko do diety niskobiałkowej.
Problem w tym, że jest drogi.
Problem polega na tym, że dla niektórych cena nie ma znaczenia i jedzą takie rzeczy jak cukierki w niewłaściwym celu.
Trzeci problem polega na tym, że są to nowe narzędzia, a pozbawieni skrupułów producenci sprzedają niedoświadczonym konsumentom wszelkiego rodzaju bzdury lub podsuwają prawdziwe analogi tym, którzy ich nie potrzebują.
W tym przypadku próbują sprzedawać zwykłe aminokwasy dla sportowców lub zestawy białek i aminokwasów dla miłośników diety ketogenicznej, a nawet po prostu sfermentowane białko jak w sosie sojowym. To nie to.
Leki te nazywane są analogami ketonowymi niezbędnych aminokwasów. Są podawane pacjentom z niewydolnością nerek, aby opóźnić przejście na hemodializę.