W spokojnym życiu równik nazywany jest pasem na brzuchu naszej planety. Ale potem pytają o lek o nazwie Equator. Ukryta jest w nim ulubiona przez wszystkich amlodypina, z której, według niektórych czytelników, nogi puchną mniej.
Nie sądzę, żeby Gideon Richter zrobił jakąś niezwykłą amlodypinę. Raczej sprawa dotyczy drugiej składowej „Równika”.
Na podstawie powyższego apelu wyjaśniam, że tak zwana „rosyjska amlodypina” nie została zauważona, nie była zaangażowana i nie miała miejsca. Innymi słowy, ten lek może rzeczywiście powodować obrzęk nóg, ale nie bardziej niż wszystkie inne obce amlodypiny.
Przyczyna obrzęku nóg osób używających amlodypiny jest ukryta w samej istocie leku. Amlodypina rozszerzać małe tętnice i tym samym obniża ciśnienie krwi. Problem w tym, że robi to za dobrze.
Krzyczące hordy erytrocytów pędzą przez rozszerzone tętnice w kierunku naczyń włosowatych, które przenoszą wszystkie drzwi na swojej drodze, a nawet psują ściany. Ze ścian naczyń włosowatych zaczyna płynąć, a płynna część krwi przedostaje się do przestrzeni międzykomórkowej. Tak powstaje obrzęk. O tej samej historii, o której mówiliśmy w temacie o obrzękach rąk w upale.
Tak więc, przez interesujący zbieg okoliczności, oprócz amlodypiny do tabletki Equator dodano lizynopryl, który jest w stanie rozszerzyć małe żyły, które odchodzą od tych bardzo nieszczelnych naczyń włosowatych.
Okazuje się, że amlodypina wprowadza do naczyń włosowatych tłum agresywnych erytrocytów, a lizynopryl otwiera im drzwi wyjściowe, aby mogły spokojnie przebiec w drodze i niczego nie złamać. Bardzo sprytne rozwiązanie. I nie znajdziesz w tym winy, ponieważ jest to całkowicie zatwierdzona kombinacja leków.
Wydaje mi się, że tak właśnie jest. No bo nie wierzę w leki bez skutków ubocznych. Wszystkie mają skutki uboczne.