Koenzym Q10 czyli ubichinon znajduje się w naszym organizmie. Ko oznacza łączenie i współpracę, a enzym oznacza enzym. Oznacza to, że ubichinon wspomaga działanie enzymów. Uczestniczy w różnych procesach zachodzących w naszych komórkach i działa jako przeciwutleniacz. Coś jak popularna witamina.
W mitochondriach naszego serca, wątroby, nerek i trzustki znajduje się dużo ubichinonu.
Poziom koenzymu Q10 zmniejsza się wraz z wiekiem. Dlatego pojawiła się pokusa, by je dogonić w postaci biologicznie aktywnych suplementów diety.
Próbowali przystosować ubichinon do leczenia raka, a przynajmniej do zmniejszenia skutków ubocznych chemioterapii, ale nic z tego nie wyszło.
Próbowali również podawać koenzym Q10 pacjentom z niewydolnością serca. I nie rozumieli też, czy gra, czy nie bardzo. Nie znajduje się więc na liście środków przydatnych w przypadku niewydolności serca.
Potem zauważyliśmy, że ludzie, którzy otrzymują statyny, mają mniej ubichinonu w mięśniach, a mięśnie bolą. I tak zaczęli to dawać. I znowu to nie pomogło.
Wtedy naukowcy z resztkami sił odkryli chorobę, która po prostu musiała być wrażliwa na koenzym Q10. Okazało się, że jest taka dziedziczna rzecz, kiedy w mitochondriach syntetyzuje się tylko trochę tego koenzymu. Oznacza to, że nie można sobie wyobrazić lepszych warunków. Tutaj nie jest, ale jest dodawany w tabletkach. Ponownie wyniki były mieszane. Stwierdzono, że w niektórych przypadkach, przy tak rzadkiej wrodzonej chorobie, ubichinon dosłownie ratował życie dzieci. Ale w innych przypadkach z jakiegoś powodu to nie zadziałało.
Trudno wyobrazić sobie bardziej nieszczęśliwy suplement diety. Wiele od niego oczekiwano, ale prawie nic. Szkoda.
Zapamiętaliśmy go w historie o bólu mięśni od statyn.