Dosłownie napisali do mnie w komentarzach. Kiedy przeczytałem go po raz pierwszy, od razu wyobraziłem sobie wirusa pokrytego tymi receptorami, jak grzyby lub kwiaty, i przylgnęły do niego jakieś śmieci.
Okazało się jednak, że wcale tak nie jest. Mówi się o infekcji bakteryjnej, która łączy się u dzieci z przeziębieniem. Raczej nawet nie o infekcji bakteryjnej, ale o zielonym lub żółtym smarku. Ludzie uważają, że kolorowy smark wskazuje na bakterie.
Ludzie się mylą.
1984
W 1984 roku opublikowano bardzo eleganckie badanie z zielonym smarkiem.
Od kilku lat naukowcy badają nosy młodych ludzi. Łapali ludzi na przeziębienia i bardzo ostrożnie wkładali w nosy waciki.
Ostrożnie, ponieważ nie można było dotknąć progu nosa. Tam ludzie dłubią się w palcach i zawsze jest dużo infekcji.
Wacikami należało wczołgać się w głąb nosa. Żyją tam naturalne bakterie nosa.
Wymazy pobierano pierwszego dnia choroby, następnie drugiego, czwartego, ósmego, szesnastego, trzydziestego drugiego i sześćdziesiątego czwartego.
Następnie plony robiono z wacików bawełnianych i liczono. Okazało się, że niezależnie od czasu chorzy mieli taką samą liczbę drobnoustrojów w nosach.
Żółte lub zielone smugi pojawiały się u pacjentów przez 3-5 dni, a następnie stopniowo zanikały.
Okazuje się, że z zielonym smarem lub bez niego liczba drobnoustrojów się nie zmienia. Oznacza to, że nic nie przyczepia się do wirusa. Sam wirus robi zielony smark.
Oczywiście istnieją ropne powikłania, takie jak zapalenie zatok lub zapalenie ucha środkowego. Występują w około 5% przypadków z przeziębieniem. Takim komplikacjom nie można zapobiec. To inna historia.
Podobał mi się też pomysł wąchania od tych naukowców z 1984 roku. Przyjrzeli się, jak zaburzony został przepływ śluzu w nosie i okazało się, że smark oczywiście staje się lepki, ale lepkość tę kompensuje ciągłe wąchanie. Podróż w obie strony. Oznacza to, że wąchanie utrzymuje śluz w ruchu.
Krótko mówiąc, prawie każdy ma zielony smark podczas przeziębienia, ale nie jest to spowodowane bakteriami. Nie musisz się bać.